Wellness – określenie używane w znaczeniu zapewnienia stanu zdrowej równowagi umysłu, ciała i ducha człowieka, który powoduje uczucie ogólnego dobrobytu. Wellness – modne słowo, depcze po piętach innemy wyrażeniu: work life balance. Otacza zewsząd i skutecznie przedziera się do pracy.
Firmy dbają o to, żeby biuro było wellness, budynki biurowe w Europie dostają certyfikat wellnessowych. Niedługo trend zawita też do Polski i całkiem otuli (bo jakże tu użyć innego słowa!) nasze biurowce i rozłoży się wygodnie między naszymi biurkami, na służbowych kanapach i w chillout roomach. Wellness days będą już always.
Teraz pasja. Wiadomo, że dobrze, by każdy ją miał, bo nadaje życiu sens. Dotychczas kojarzyłam ją z życiem prywatnym, czasem zawodowym. Czasem, bo wprawdzie jest wiadomym, że dobrze pracę łączyć z pasją, ale też wiadomo, że to zjawisko niestety nie jest powszechne.
Uczestnicząc w styczniu i lutym w jury konkursu EB Kreator organizowanym przez Golden Line, przejrzałam dziesiątki zgłoszeń konkursowych firm, które dbają o swój wizerunek w oczach pracowników. Odkryłam, że większość pracodawców obiecuje szanować i wspierać pasje pracowników, rozwijać ich hobby I zainteresowania.
Zaświtała mi taka myśl, że już całkiem nie ma miejsca na pracę w pracy! Jest na chillout roomy, jest na wellness, jest na pasje, ale o pracy to mało się mówi. Aż do pewnego miłego spotkania z wyważoną milenialską z dużej korporacji, z którą przy okazji rozmowy w siedzibie Google podzieliłam się tym swoim zdziwieniem.
– A to jest dziwne? Pyta ona.
– No trochę, odpowiadam.
– A ja tak właśnie chcę.
I popłynęła ciekawa bardzo opowieść o tym, że ona nie stawia żadnej granicy między życiem prywatnym a zawodowym. Że chce je tak samo lubić. Nie chce zamykać drzwi domu z myślą, że oto właśnie rozpoczyna się ta mniej miła część dnia, która skończy się wraz z trzaśnięciem drzwi biura po to, żeby móc znowu żyć naprawdę. Do nastepnego rana.
Żyć naprawdę można cały czas, także w pracy i dopiero wtedy człowiek jest naprawdę szczęśliwy. Nie mówi o firmie “fabryka” albo “warsztat”, prawdziwie lubi spędzać czas w swoim biurze.
I dopiero po tej rozmowie naprawdę zrozumiałam co to znaczy, że u milenialsów zaciera się granica między życiem prywatnym a pracą.
Chcą wykonywać swoje zadania, pracować w swoich projektach, zachowując najlepsze cechy przestrzeni, w których przebywają.
Komfort jest dla nich ważny i pomaga tak samo przeżywać swoją pracę jak podróż po Atlantyku :).
Patrząc z perspektywy pracodawcy, jeśli to ma pomóc w osiągnięciu takiego stosunku do pracy (przypominam: jak do podróży przez Atlantyk), zacznę intensywnie myśleć nad wellness w naszym biurze.
Zacznę od puffy zamiast krzesła i woni waniliowej świeczki pod wieczór.
Stepper dla rozluźnienia i może czasem masaż w pracy z oferty Nais?
A! No i zmieniam zdanie! Jest miejsce na pracę w pracy, na wellness w pracy i na pasje w pracy. I takiej pojemności życzę wszystkim pracodawcom :).